Już po wernisażu, więc ruszamy w świat!

Mały przystanek po trasie, czyli śniadanie na mieście

Singapur, czyli nie ma to jak duża strefa wolnocłowa.

Auckland dzień pierwszy, czyli znowu skandynawia.

Auckland dzień drugi, ale potem to już do przyrody.

Z Coromandel do Rotorua, czyli od mórz przestworu do siarkowodoru.

Rotorua - śmierdziula, czyli wszechobecna geotermia.

Jeszcze Maorysi i Napier po oczach, czyli podróż w czasie i przez kontynenty.

Napier i latarnia, czyli od art deco do przylądkowych szkwałów.

Nie rzucaj fok na wiatr, czyli od zwierzątek kolonii do wietrznej Wellingtonii.

Motueka czeka na człowieka, czyli dzień transferowy.

Od Marahau do Murchison, czyli ochy i achy z wody po pachy.

Od Bullera do Franz Glaciera, czyli od odrzutowca do stóp lodowca.

Czoło lodowca Franza Josefa, czyli opadów wilgotnych mglista paleta.

Od lodowca do fiszbinowca, czyli wysokie loty i długie przeloty.

Leniwe z przyrodą obcowanie, czyli najpięknieszy spacerniak świata.

Trochę słabe zakończenie, czyli Christchurch nie walenie.

Pięć godzin na przesiadkę, czyli nocne miasteczka oglądanie.

Home, sweet home.