Jak łatwo się domyślić zdążyliśmy na samolot z Singapuru do Monachium. Następnie, po kilkunastu godzinach lotu, przelecieliśmy nad Warszawą i wpadliśmy na piwo do Bawarii. Po trzech godzinach szwendania się między perfumami i kanapkami wsiedliśmy do narodowego Embraera i po krótkiej,wydawał nam się już wtedy, chwili byliśmy w domku.
Dziękujemy pp.Klimontom za wspólnie spędzony czas, sobie nawzajem za miłość i cierpliwość, a czytelnikom tego dzienniczka za wytrwałość.
Marta (autorka większości tekstów), Martyna (autorka kracji i kilku kolacji) i Jacek (autor zdjęć i kilku tekstów)