Geoblog.pl    Konyack    Podróże    PERU - na południe od Limy.    Jedziemy z Nazca do Abancay - pokrętna droga, wysoki kraj.
Zwiń mapę
2015
15
wrz

Jedziemy z Nazca do Abancay - pokrętna droga, wysoki kraj.

 
Peru
Peru, Abancay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12272 km
 
Niewiele jest tak ekscytujących rzeczy na wczasach, jak dźwięk budzika o godz. 4:30. Jako że już wczoraj byliśmy ogoleni, spakowani i po śniadaniu, to w ciągu dwóch kwadransów zdołaliśmy się wytoaletować, ubrać i do auta zapakować. Dokładnie o 05:02, czyli na godzinę przed wschodem, uruchomiliśmy silnik i obraliśmy kurs na mityczne Cusco. Jednakże ze względu na znaczną odległość i charakterystykę terenu w planie mieliśmy dojechać tylko do Abancay, czyli ok. 460 km.
Pierwsze półtorej godziny od wyjazdu z miasta to praktycznie niekończąca się serpentyna po równiutkim asfalcie. Stopniowo szarzejące i różowiejące niebo, kilka kłaczków unoszącej się w dolinach mgły... Razem z pierwszymi promieniami słońca wjechaliśmy na płaskowyż na wysokości ponad 3 tys. m.n.p.m. Przy drodze pojawiły się znaki ostrzegające przed dzikimi zwierzętami, a po kilkudziesięciu minutach wielki bilbord informujący, że wjeżdżamy na teren parku narodowego Pampa Galeras, ostoi guanaco - istotnie już po chwili pierwsze okazy dumnie prężyły pierś do fotografii. Przy bramkach wyjazdowych (opłata) dziewczęta poszły skontrolować czystość sanitariatów (wzorowa), a chłopcy rozprostowywali kości na poboczu. I wtedy z górzystego „nikąd” pojawił się dziadek w kapeluszu – wzrostu ET, bez prawej dłoni, z obwisłym plecakiem. Z wdziękiem zaproponował nam swoje towarzystwo do najbliższej miejscowości... Marta przesiadał się do dzieciaków, a ja zyskałem nowego pilota. Jako że słabo znamy język Quechua to i rozmowa zbytnio się nie kleiła. Dojechaliśmy do Puqio, niewielkiego miasteczka, w którym mieliśmy zjeść śniadanie. Nasz pomarszczony autochton wyskoczył pomachawszy nam na pożegnanie kikutkiem, a my zaparkowaliśmy w jakiejś bocznej uliczne nieopodal Plaza de Armas przed knajpeczką, która z niczym nam się nie kojarzyła, ale była otwarta i miała namalowany jakiś talerz przy wejściu. Przy wychodzeniu z samochodu młodzież (ech, ta dzisiejsza młodzież...) nagle poczuła gorący oddech choroby wysokościowej na swoich karkach – zawroty głowy, ociężałość, senność... Klapnęli przy stoliku, złożyli czoła na blacie i zamówili przez zęby ryż z dodatkami. Marta i ja, natomiast, w ramach oczekiwania na podanie posiłku, wyszliśmy na miasto zapolować na jakieś urokliwe obrazki z życia miejscowych. A było co oglądać...
Po uiszczeniu 48 soli (ok. 54 pln) wskoczyliśmy na chwilkę do apteki zakupić sławetne Soroche Pills, czyli tabletki pomagające zwalczyć skutki choroby górskiej (które zażyliśmy nie zwlekając) i ruszyliśmy dalej. Dochodziła godzina 9.
Na wysokości ok. 3900 m n.p.m. nastąpiła zmiana kierowcy i Pan Syn, którego samopoczucie wróciło do normy (niezłego kopa miały te tabletki!), zaczął zdobywać ostrogi na wysokogórskich serpentynach, trenując jednocześnie hamowanie silnikiem. Na wysokości ponad 4200 zatrzymał się na brzegu jeziora o szafirowo-stalowej barwie, wśród pożółkłych trawinek. Do tafli zbliżało się przedziwne stado około stu owiec, lam i alpak, a za nimi pan kierownik w ponczo, kapeluszu i z solidnym kijem. Pobuszowaliśmy między wełniakami z obiektywami, ale pogłaskać się nie dało...
Kilkadziesiąt kilometrów dalej, po przekroczeniu wysokości 4500 m n.p.m., drogę naszą zagrodziła kolumna kilku wielkich ciężarówek i pani w pomarańczowym ubranku z wielkim znakiem PARE (czyli STOP) w dłoni – zostaliśmy uprzejmie poinformowani, że trwają prace budowlane i musimy chwilę poczekać. Taką peruwiańską „chwilę”, bo... 1,5 godziny! Było trochę spacerków, trochę jedzenia, trochę czytania i trochę spania – jakoś zleciało.
Do Abancay dojechaliśmy niespełna pół godziny przed zachodem słońc. Wrzuciliśmy graty do naszego trzypokojowego apartamentu z dwiema łazienkami (El Peregrino Apart Hotel, 55€) i pognaliśmy zobaczyć największą atrakcję mieściny, czyli Plaza, a jakże, de Armas – jak zwykle klombik, ławeczki, fontanna, plotkodziadki... Niestety prawie wszystkie restauracje otwierały się dopiero za godzinę z hakiem, a pizzerie jakoś niemiłe nam były. Zapuściliśmy się więc stromymi schodkami do sutereny, która zwabiła nas malunkami jadła na dykcie przydrutowanej do słupa. Mroczna sala, pociągnięta zieloną lamperią do wysokości dwóch metrów, była całkowicie pusta. Zza kotary pojawił się wiekowy jegomość w jeszcze starszym blezerku: - Cena?, - Si, my na kolację. - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą. Zostaliśmy usadzeni przy jednym z dziesięciu kwadratowych stolików przykrytych zielonym obrusem i szybą. Następnie, niczym w radzieckiej zabiegałce przed laty pan starszy poinformował nas, że jest pierwoje, wtaroje i kompot. Po chwili pojawiła się zupa, coś na kształt krupniku z kaszy jęczmiennej z dużą ilością warzyw, w wielkim, staromodnym talerzu. Przepyszna! Ale już w połowie talerza dziewczęta wiedziały, że drugiego dania nie uradzą. Tym bardziej, że w międzyczasie pojawił się kompot, który okazał się kisielem. Na duży talerz drugiego składała się potrawka z kurczaka z białym ryżem i pieczonymi ziemniakami, a wszystko w najlepszym stylu stołówkowym. W końcu przyszedł czas na rachunek. Oniemieliśmy – 16 soli (czyli jakieś 19 złotych)!
I tacy oniemiali wróciliśmy do naszego trzypokojowego apartamentu z dwiema łazienkami. Dobranoc...

P.s.
Tym razem na prośbę Zuli zamieszczam nieco więcej obrazków. Ale bez obaw - jutro wrócimy do normy...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-10-03 07:29
Dziękuję!
...bo zdjęcia są wspaniałym uzupełnieniem relacji.
Wiem autor ma swoje prawa lecz "widz" jest najważniejszy :-)
pozdrawiam z bydgoskich nizin!
 
 
Konyack
Jacek Konieczny
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 116 wpisów116 184 komentarze184 1295 zdjęć1295 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
02.01.2017 - 20.01.2017
 
 
11.09.2015 - 24.09.2015
 
 
01.02.2015 - 09.02.2015