Geoblog.pl    Konyack    Podróże    RPA - podróż nad dwa oceany    Do Durbanu jednym susem, czyli dla nas białasów początetk wywczasów.
Zwiń mapę
2017
07
sty

Do Durbanu jednym susem, czyli dla nas białasów początetk wywczasów.

 
Republika Południowej Afryki
Republika Południowej Afryki, Durban
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10950 km
 
Budzik dzwoniący na wakacjach o szóstej zawsze zapowiada jakieś zmiany. Tym razem chodzi o drobną (nie „dobrą”!) zmianę – skok z wybrzeża Atlantyckiego nad Ocean Indyjski. Po raz kolejny byliśmy zadziwieni przejezdnością miasta w godzinach, które Europejczykom jednoznacznie kojarzą się z nerwami i klaksonami.
W hali odlotów, już po przejściu kontroli osobistej, włóczyliśmy się chwilkę między sklepikami z rękodziełem wszelakim – od rzeźbionych strusich wydmuszek, przez muślinowe szale w żyrafy i torebki zebrowate, aż po bębenki i szamańskie grzechotki. Zadziwił nas fakt, że w tym międzynarodowym przecież porcie lotniczym nie ma olbrzymich sklepów perfumeryjno-używkowych – czyli jednak można iść pod prąd światowym tendencjom...
W podróż do Durbanu mieliśmy się udać na skrzydłach kompanii Kulala.com. No niby Boeing 737, niby pilot w białej koszuli z granatowymi pagonami, niby jakieś międzynarodowe certyfikaty, ale jak powierzyć swoje życie czemuś, co ma kolor zielonego groszku?! I to od dzioba po koniuszek ogona... Ale leciało się naprawdę przyjemnie (oczywiście mając na względzie strefę permanentnych wichur w jakiej się od kilku dni znajdowaliśmy), a do tego już na ziemi któryś z przystojniackich stewardów wyszeptał zmysłowo do pokładowego interkomu: - Ooh, thank you captain for this gorgeous landing.
Tym razem dla odmiany w wypożyczalnie nie było tłoku i w dodatku od razu zaproponowano nam dokładnie taki samochód, jaki zamówiliśmy. Czyli jednak Thrifty potrafi...
Monika zarezerwowała mieszkanko między centrum, a nadbrzeżną promenadą, na tyłach politechniki. Wjazdu na omurowane® osiedle strzegła solidna, stalowa brama, a za nią Władca Pilota z miną zasłużonego, wieloletniego wygi szlabanowego.
Po wniesieniu bagaży na drugie piętro ułożyliśmy kaszlącą i chrypiącą Martę w łóżeczku i wybraliśmy się do najbliższego spożywczaka wielkopowierzchniowego, jaki podpowiedział smartfonowy nawigator. Daleko nie było. Wielkopowierzchniowo też nie... Trafiliśmy do połączenia dyskontu z jakim Makro czy innym Selgrosem – najmniejsze opakowanie jajek to trzydzieści sześć sztuk, dżemy po kilogramie, pomidory ze styropianu, kurczaki z Brazylii, wino z dolnej półki... Ciekawe dlaczego byliśmy jedynymi białymi w obiekcie...
Monika w przewodniku „Wiedzy i Życia” wyczytała, że w pobliżu promenady działa niezwykła galeria handlowa: The Wheel – ponad 140 sklepów, kilkanaście sal kinowych, ostatnie piętro stylizowane na marokański suk, a do tego jeszcze diabelski młyn na czubku. Wydało nam się to znakomitym miejscem do zaparkowania i rozpoczęcia durbańskich peregrynacji. Niestety na miejscu okazało się, że nie tylko nadbrzeżne skały erodują i ze strzelistych iglic zmieniają się w kupkę kamoli – najbardziej okazały shopping center wschodniego wybrzeża Afryki nazywa się teraz China Mall. A w środku znaleźliśmy dokładnie ten plastikowy zapach i jakościowy sznyt, jaki obiecywała dumna nazwa...
Przez ulicę przebiegliśmy na czerwonym świetle...
Nad miastem, plażą i oceanem wisiały chmury w kolorze mundurów dywizjonu 303, ze skłonnością do wzruszliwego skraplania – El Niňo szaleje po świecie na całego! Ale czy taki drobiazg jak jastarniana temperatura i tatrzańska bryza może zniechęcić obywateli przybyłych do kurortu z odległych zakątków południowoafrykańskiego interioru?! Przez długie miesiące marzyli, oszczędzali, planowali i teraz mieliby siedzieć w jakimś suchym i ciepłym zamknięciu?? Przenigdy!
Na wyznaczonych, dość wąskich jednak, odcinkach plaży spore grupki ratowników doglądały stłoczone plutony młodocianych letników w tekstyliach przeróżnych, próbujące dać zdecydowany odpór naporowi fal grzywiastych, a na piaskowej płyciźnie dokazywał drób przedszkolny w towarzystwie dredowatych mamuś. Barokowym zwieńczeniem obrazka były nalane matrony w baleronowych kostiumach turlające się na styku wody i lądu w rytm falowania, niczym walenie czekające na pomoc aktywistów Greenpeace'u.
Tymczasem na deptaku mimowie, sztukmistrze, żebracy, tancerze, kochankowie, skejterzy, dilerzy, naganiacze, naciągacze, dresiarze i ryksiarze utkali najdziwniejszą w swej typowości atmosferę nadmorskości...
A właśnie – ryksiarze. Nie wiem czy gdziekolwiek jeszcze na świecie dwukółka z dwoma dyszlami ciągnięta przez osobnika w sandałach i niezrozumiałym stroju wykonuje podobne akrobacje, polegające na „niespodziewanym” wychylaniu pojazdu razem z pasażerami w tył, przy jednoczesnym unoszeniu na dyszlach woźnicy, który majtając w powietrzu nóżkami popiskuje niczym dziewica z filmu o King Kongu...
Tymczasem o osiemnastej przyszedł gajowy i wygonił wszystkich partyzantów z lasu. Czyli ratowniczy gwizdek zakończył beztroskie pluskanie w oceanicznej toni. To jednak nie zniechęciło młodzieży do dalszego rozsiewania swoich feromonów. W okamgnieniu uformował się krąg, który klaszcząc i podśpiewując mantrowo dał sygnał do dalszej zabawy. Wychodzący do centrum koła młodzieńcy wykonywali jakiś buszmeński taniec, którego najważniejszym elementem były wymachy nóg, ale tak dynamiczne, że wyprostowanymi kolanami uderzali się w ramiona – mistrzowie jogi zielenieli z podziwu... A przy tym były śpiewy, falowanie biodrami i laserowa batalia spojrzeń międzypłciowych.
Sunąc dalej nienagannie wybrukowaną promenadą co i rusz podziwialiśmy efekty pracy piaskowych rzeźbiarzy. Wykorzystując plażowy budulec, zaimprowizowaną z peta konewkę oraz jakieś łopatki, deseczki i szpatułki tworzyli obiekty daleko odbiegające od standardów babkowo-zamkowych. Były to dinozaury, krokodyle, żółwie, popiersia księżniczek, królewskie trony, a nawet przednia maska BMW cabrio. Oddzielną grupę stanowiły też „płyty pamiątkowe” typu „I love Makumba”, „Happy Birthday Bambo” albo „Tkaczuk was here 07-01-2017” (czy jakoś tak...). No i jakżeż nie wrzucić kreatorowi monetki za ten powtarzany codziennie trud?! Dobranoc...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2017-02-10 07:08
® ... ciekawe nowe wyrazy ( _ )... dobrze, że to słowa a nie znaki czy skróty ...
Zdjęcia fantastyczne... jak zawsze! Podziwiam!
Uśmiałam się i stwierdziłam , że jak jechać to tylko tam ! Zginełabym w tłumie a właściwie masie !
 
Konyack
Konyack - 2017-02-19 22:50
Zulu, uwielbiam Twoją autoironię :-) A jeżeli jechać tam, to po zastrzyk pozytynej energii.
 
danach
danach - 2017-02-28 12:26
Aż miło wieczorem zobaczyć piękno tego miejsca :)
 
 
Konyack
Jacek Konieczny
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 116 wpisów116 184 komentarze184 1295 zdjęć1295 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
02.01.2017 - 20.01.2017
 
 
11.09.2015 - 24.09.2015
 
 
01.02.2015 - 09.02.2015