Kaikura jest najlepszym na świecie miejscem, do oglądania wielorybów - podobno mają tu całoroczną kartę stałego pobytu. Wycieczki statkiem w poszukiwaniu tych ssaków cieszą się wielką popularnością, dlatego należy wcześniej zarezerwować rejs na www.whalewatch.co.nz, albo zadzwonić do biura infomacji turystycznej nr +64 3 319 5641.
Nam udaje się dostać miejsca na łodzi, która odpływa o 16:00. Wolelibyśmy płynąć trochę wcześniej, ale w sumie Kaikura zasługuje na to, aby spędzić tu więcej czasu niż potrzeba na wypatrywanie wielorybiego ogona. Miasteczko położone jest pomiędzy półwyspem uniesionym wysoko nad lazurową wodą, a ośnieżonymi szczytami. Można obejść półwysep dookoła podziwiając ocean z góry lub zejść do poziomu wody i tam zobaczyć wylegujące się na skałach foki i wodne ptactwo. Korzystając z odpływu niczym tatrzańskie koziczki przeskakiwaliśmy po wyłonionych spod wody skałkach przemierzając niemalże całe wschodnie wybrzeże półwyspu. Pogoda zaoferowała nam słoneczne niebo i kolory z najlepszych folderów biur turystycznych - z jednej strony chorwacko-grecko turkusowe wybrzeże, z drugiej szwajcarskie, ośnieżone lodówce i krowy na łące. Znów zazdrościmy Nowozelandczykom. Mają wszystko co najlepsze skupione na niedużej powierzchni (obie wyspy to 268 680 km kw.), a jest ich tylko 4 mln. Może by powiększyć tę populację i zostać tu dłużej?
Już się rozmarzyliśmy, a tymczasem zerwał się wiatr i odwołano nasz rejs. Z wieloryba w dniu dzisiejszym nici... Dobrze, że mamy kampera. Postanawiamy spać na parkingu przy samej przystani i poczekać na najwcześniejszy rejs jutro,, czyli o 7:45. Trzymajcie za nas kciuki.
Tymczasem nie pozostaje nam nic innego, jak uzupełnić bloga dzięki internetowi w knajpce o nazwie Garaż, spróbować tutejszy seafood i lokalne piwo. Hm, może to i dobrze, że odwołali nam ten rejs?