Kemping KOA w Missouli sąsiaduje z centrum handlowym. Jest tu dobrze zaopatrzony sklep sportowy i szansa na kupienie ciepłych ubrań. Noce w Yellowstone są bardzo zimne, ok. 5-10 stopni. Skwapliwie korzystamy z okazji zrobienia zakupów, ale ja wybieram szklane kieliszki do wina. Mam dziś urodziny i powinnam należycie uczcić to, że spędzę je w taaaaakim miejscu.
Drogą nr 89 do północnej bramy parku Yellowstone docieramy po południu. Miły ranger ubrany dokładnie tak jak w kreskówce o misiu Yogi wita nas uśmiechem, inkasuje 20 dolarów za wjazd samochodu (łącznie z pasażerami) i wręcza mapkę oraz parkową gazetę z aktualnościami, opisem atrakcji i harmonogramem wykładów. Ta procedura powtarza się przy każdym wjeździe do parku narodowego. Oprócz materiałów od rangersa warto wybrać się po informacje do Visitor Centers, których w Yellowston jest kilka (a w każdym parku przynajmniej jeden). Tu jest jeszcze więcej ulotek, mapek, sklepik z pamiątkami i wyposażeniem turystycznym, a także mili pracownicy, którzy radzą jakie wybrać wycieczki i odpowiadają na wszystkie pytania.
My na razie jednak przeżywamy powitanie z krainą Yellowstone. Zachodzące słońce oświetla nam czarownie, wijącą się wzdłuż drogi rwącą rzekę. Mijamy stado dużych, jak to w Ameryce, jeleni (lokalna nazwa Elk). Góry porośnięte są młodymi lasami iglastymi. Sterczą nad nimi spalone kikuty starych drzew. Musiały zginąć w pożarze, aby ich szyszki osiągnęły temperaturę, która pozwoli nasionom przemienić się w nową roślinę. Lasy - Feniksy.
Pierwszy przystanek mamy przy Mammoth Hot Springs. To miejsce trochę przypomina nam Pamukkale w Turcji, ale jest znacznie mniejsze. Spływająca po zboczu woda niesie ze sobą wapienny biały osad, który buduje półkoliste tarasy przyczepione jeden nad drugim.
Jest już późno, jedziemy drogą zachodnią na kemping zarezerwowany kilka tygodni wcześniej. Trzeba to zrobić jeśli chcę się być latem w Yellowston. Mijamy polany, nad którymi unoszą się szare dymy. To nie są ogniska i wykopki, ale gorące aktywne źródła i gejzery. Tylko czekać, aż wysuną się z nich szatańskie rogi. Spieszymy się, ale piękno diabelskiej krainy każe nam się zatrzymać. Gorąca woda wypływa spod ziemi tworząc płytkie rozlewiska. Biada roślinom, które staną na jej drodze. Giną, ale ich uschnięte kikuty, zamoczone w srebrzystej tafli są dla nas frapującym tematem fotograficznym.
Monument Geyser Basin straszy nas hałaśliwie buchając wodą. Para wodna unosi się wysoko i zasłania zachodzące słońce. Spotykamy tu dwie wesołe siostry zakonne z Polski. Pytamy czy to nie jest, aby dzieło czarta, ale otrzymujemy uspokajającą odpowiedź, że wszystko stworzył Pan Bóg. Wdzięczni za tę informację robimy im fotkę na tle gejzeru i jedziemy dalej, do naszego kempingu Grant Village (jest to tzw. Campground, czyli wersja bardziej harcerska, bez możliwości podłączenia się do prądu). Tu, przy pomocy szklanych kieliszków, wina kalifornijskiego i sześciu muffinków świętujemy mój sędziwy wiek. Przed nami pierwsza noc w Yellowston, najbardziej aktywnym sejsmicznie terenie, na wysokości 2 400 metrów, wśród 300 gejzerów i niedźwiedzi w nieokreślonej ilości. Wszyscy czekami na okolicznościowy "big buum"... ;-)