Geoblog.pl    Konyack    Podróże    Yellowstone, Oregon i kamper    Seattle czyli w przyjaznych okolicznościach przyrody wracamy do cywilizacji.
Zwiń mapę
2013
28
sie

Seattle czyli w przyjaznych okolicznościach przyrody wracamy do cywilizacji.

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Seattle
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11581 km
 
Plan się powiódł. Udało się spakować, posprzątać samochody i dojechać do wypożyczalni przed 11:00. Muchy nie chciały wejść do walizek, więc nie polecą z nami do Nowego Jorku. Szkoda. Już się z nimi zżyliśmy. Oddaliśmy je więc wraz z naszym poczciwym kamperem. Dobrze nam służył. Przez ponad dwa tygodnie nie zawiódł nas ani razu i nasza czteroosobowa rodzina mieszkała sobie tu wygodnie.
Podliczono, że przejechaliśmy nim 3166 mil! W planach było ok. 2000... Nie musieliśmy dopłacać za stłuczone naczynia, lusterko kosztowało nas 15 dolarów. Nie jest źle. Można zaszaleć w Seattle. :-)
Miasto jest bardzo ładnie położone. Zalesione pagórki otaczają zatoki i jeziora. Dookoła widać okazałe łańcuchy górskie. Jest tu duży port i skupisko drapaczy chmur.
Z Ewerett (to tam gdzie Boeing i nasza kamperownia) do centrum Seattle jedziemy autobusem nr 510. Pierwsze kroki kierujemy na Pike Place Market, skupisko kolorowych straganów z kwiatami, owocami morza i pamiątkami z całego świata. Jest tu też duży sklep z polską porcelaną z Bolesławca. Jesteśmy dumni.
Można posłuchać ulicznych grajków i napić się kawy w pierwszej kawiarni Starbucksa (rok założenia 1912). Wnętrze niczym się nie wyróżnia, ale stoi tu kolejka wesołych turystów i śpiewa murzyński kwartet, więc zostajemy. Odpoczywamy na skwerku nieopodal gdzie w powietrzu unosi się zapach zioła (tego zioła!) i można popatrzeć jak handlarze nieumiejętnie ukrywają transakcje ze stałymi klientami. Spotyka się tu zestaw błękitnych ptaków i wykolejeńców wszelkiego autoramentu. Bardzo barwne towarzystwo. Jest Szkot, Chińczyk, Meksykanie i Murzyni - ludzie wszystkich narodowości lubią odskoczyć od realności.
Do kolejnych atrakcji jedziemy monorail'em, kolejką zawieszoną kilka metrów nad ziemią. Wagony trzymają się pojedynczej grubej szyny, druga połowa wagonu wisi w powietrzu i pasażerowie mocna są zdziwieni, że podróż zakończona jest sukcesem. Trwa zaledwie kilka minut, ale wrażenie lewitowania powoduje, że wydaje się znacznie dłuższa.
Nim wysiądziemy, widzimy już symbol Seattle, do którego zmierzamy. To Space Needle, wysoka na 184 metry wieża o charakterystycznym, nowoczesnym kształcie, wybudowana już w 1962 roku. Na jej czubku zawieszony jest okrągły oszklony spodek, do którego można wjechać windą (wstęp 14 dolarów) i stamtąd podziwiać miasto. Nie każda metropolia z góry wygląda dobrze, ale ta prezentuje się imponująco, więc spędzamy tu ponad pół godziny racząc się białym winem. Dookoła wieży rozmieszczone są muzea i centra techniki i nauki, interesujące głównie dla rodzin z dziećmi.
My wybieramy Chihuly Garden and Glass, szklany ogròd artysty znanego nam już z mostu w Tacomie. Kto chce się znaleźć w wyjątkowej krainie, gdzie pięknie podświetlone, fantazyjne, bajecznie kolorowe, monumentalne formy wzbogacają i odrealniają sąsiadujące z nimi rośliny, musi tu być. Olbrzymie prace, złożone z tysięcy powyginanych elementów imponują odwagą i rozmachem. Nikogo nie pozostawiają obojętnym. Żywiołowy Chihuli niczym demiurg stworzył świat, w którym wszyscy są zadziwieni, oczarowani i uśmiechnięci. Jego prace są także wystawione w kilku salach muzealnych. Tu półprzezroczyste wielobarwne szklane fantasmagorie lśnią w zaciemnionych przestrzeniach. Avatar i Alicja w krainie czarów mają tu gotową scenografię. Do ogrodu wracaliśmy dwa razy. W ciągu dnia i wieczorem, gdy uroku i tajemniczości dodało mu sztuczne oświetlenie. Za każdym razem była to estetyczna (ekstatyczna?) uczta. Seattle będzie dla mnie już zawsze miastem z zaczarowanym ogrodem.

P.S. Informacja dla tych, którzy spieszą się na autostradzie poprowadzonej przez miasto. Skrajny lewy pas, oddzielony ciągłą linią jest przeznaczony dla pojazdów, w których jadą dwie lub więcej osób i jest najszybszy. Trzeba przyznać, że Amerykanie nie oszukują a ponieważ w większości jeżdżą w pojedynkę, lewy pas nawet w korkach jest przejezdny.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-02-10 07:46
Miło się dalej czyta a zdjęcia są the BEST!
 
 
Konyack
Jacek Konieczny
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 116 wpisów116 184 komentarze184 1295 zdjęć1295 6 plików multimedialnych6
 
Moje podróżewięcej
02.01.2017 - 20.01.2017
 
 
11.09.2015 - 24.09.2015
 
 
01.02.2015 - 09.02.2015