Ruszamy w stronę oceanu. Najwytrwalsze muchy z Idaho wciąż jadą z nami - ciekawe czy też piszą bloga ze swojej podróży?
Z drogi nr 62 wskakujemy, na krótko, na autostradę nr 5 w kierunku północnym. W Grandt Pass odbijamy na południe na drogę nr 199.
W Cave Junction robimy zakupy w dużym sklepie spożywczym. Klientela tego sklepu jest znacznie ciekawsza niż asortyment. Faceci - prawie wszyscy z brodami i długimi włosami z wypisaną na twarzy hipisowską przeszłością. Spod niedopranej odzieży wyzierają tatuaże. Poza tym widzimy wiele postaci z amerykańskich filmów. Zakupy robią tu Wujek Tom, matka Simpsona oraz bliski krewny szeryfa Jonsona. W amerykańskich średnich miastach mieszkają sami aktorzy...
Jedziemy dalej na południowy-zachód, przekraczamy granicę Kalifornii i zauważamy jak niesamowity wpływ na przyrodę ma zbliżający się ocean. Krajobraz wypełnia zielony, intensywny kolor. Drzewa są gęste i tak bujne, że czepiają się budy naszego auta. Ustępuje suchość z naszych nosów i wreszcie czujemy zapachy - intensywny zapach żywicy i wilgoci.
Samochody wydają się coraz mniejsze, aż zaczynają przypominać zabawki, bo oto wyjechaliśmy do parku Jedediah Smith Redwoods State Park. Jesteśmy krasnoludkami, gdy spacerujemy po lesie pełnym olbrzymów z rodziny sekwoi zwanych tu Redwood. Są smuklejsze i wyższe od sekwoi olbrzymich występujących w centralnej Kalifornii. Osiągają wysokość 113 metrów. Kora jest zielona i porośnięta mchem, tak jak wszystko w tym lesie tonącym w bujnych paprociach i pnączach. Tyranozaur na pewno przechodził tu niedawno, ale my jesteśmy maleńcy więc na pewno nas nie zauważył.,,
Na wszelki wypadek oddalamy się jednak drogą nr 101 na północ i opuszczamy Kalifornię. Wybrzeże Oregonu wita nas pochmurną, posępną pogodą. Czarne skały próbują przestraszyć nas: wyłaniają się z wody i szczerzą czarne zębiska. Oj, nie wykąpiemy się dzisiaj. Nie chodzi o to, że się boimy, ale jest piętnaście stopni.,,
Wieczorem oglądamy spektakl, którego główny bohater wpada do wody i rozpuszcza się w niej na pomarańczowo. Wszystko odbija się w szybach naszego kampera, bo kemping, który wybraliśmy w Gold Beach jest bardzo blisko, między plażą a lotniskiem. Nazywa się Oceanside Rv Park i można go polecić, bo samoloty lądują tu sporadycznie, a charakterny jegomość przyjmujący w recepcji wart jest bliższego poznania. Przy pomocy modelu cyfrowego zamka, który trzyma pod ladą, poinstruuje Was, jak dostać się do toalety, w której wiszą ułożone przez niego obrazki z puzzli. No i jest przeszklona wiata z marynistycznymi bibelotami i stołem do pink-ponga.