Rankiem wyjeżdżamy na południe, w stronę Grand Teton National Park. Cóż za miły dystans - jedyne 60 km do następnego kempingu. Tu obowiązuje zasada, kto pierwszy ten lepszy, więc gdy wjeżdżamy do parku na tablicy informacyjnej widzimy, że są wolne miejsca już tylko na trzech z pięciu "campgroundow". Jedziemy do Colter Bay Village i rezerwujemy miejsce bez prądu i pryszniców ( 21 dolarów).
Czas rozpocząć eksplorację parku. Czy można się spodziewać, że po fascynującym Yellowstone coś jeszcze nam się spodoba? Nie ma tu gejzerów, ale dostojne pasmo górskie z najwyższym szczytem Grand Teton o wysokości 4197 m, przeglądające się w jeziorze Jakson sprawia, że jednak cieszymy się z przyjazdu tutaj. Góry wyrastają nagle z płaskiej równiny, są posępne, zębate, gdzieniegdzie pokryte śniegiem, jezioro błękitne, otoczone jasnoszarą kamienistą plażą. Potrzeba trochę czasu by ogarnąć wzrokiem tę po amerykańsku ogromną pejzażową ucztę.
Jedziemy boczną drogą na Signal Muntain. Droga nie jest polecana dla ciężarówek, ale co tam, "Polak potrafiii". Na szczycie spędzamy kilka minut śledząc wzrokiem meandrującą rzekę Snake River, która świetnie nadaje się do raftingu.
Następną wycieczkę rozpoczynamy od przejażdżki szybkim promem po jeziorze Jenny. Siedem minut i jesteśmy na drugim brzegu, gdzie mijamy kolejną rodzinę Amiszów. Doliczyliśmy się dziewięciorga dzieci. Dziewczyny z naszej grupy z podziwem przyglądają się dzielnej matce. Chłopaki - córkom...
Ukryta wśród drzew, kamienista ścieżka prowadzi nas do niewielkiego, ale bardzo malowniczego wodospadu Hidden Falls. Po kilku minutach wchłaniania wilgotnego uroku odbywamy dwudziestominutową wspinaczkę na górę, by podziwiac jezioro z Inspiration Point . Spotykamy studentkę z Olsztyna, która pracuje w wakacje w sklepie w Yellowstone. Pytamy żartobliwie gdzie można spotkać misia i dowiadujemy się, że w lesie raczej ich nie zobaczymy, ale można je oglądać, a nawet karmić z butelki, w ośrodku Raxenberg w Idaho. Tego nie wyczytaliśmy w żadnym przewodniku. Już wiemy dokąd pojedziemy jutro...
Póki co wracamy ścieżką wokół zachodniej części jeziora. Przez dwie i pół mili jezioro puszcza do nas oko i miga między drzewami, a my podziwiamy japońskich turystów w butach "Emu". Jest upalnie, kurz każe zapomnieć, że mieliśmy białe skarpetki, a do jeziora jest podejście dopiero przy parkingu. Można zamoczyć nogi ryzykując odmrożenie (panowie oczywiście zaryzykowali). Jeśli jednak uda się wyjść z wody o własnych siłach, to znaczy, że jesteście zahartowani. Proponuje więc wieczorną kąpiel w jeziorze Jackson, do którego przylega nasz kamping Colter Bay zwłaszcza, że na naszym stanowisku nie ma pryszniców.