Noce w Yellowstone zapamiętamy ze względu na ilość pary jaka wydobywała się z naszych ust. Jest naprawdę chłodno. W kamperze, po nachuchaniu, odnotowaliśmy +12 stopni C. Koszulki termiczne wskazane.
Po śniadaniu jedziemy podziwiać gwiazdę gejzerów - Old Faithfull. Wybucha co 90 min. Rangersi wiedzą z dokładnością ok. 10 min. kiedy nastąpi erupcja, więc można mieć pewność, że się ją zobaczy. My jednak nie czekamy wśród tłumów nad ten spektakl. Bierzemy rowery z wypożyczalni przy Visitors Center i jedziemy podziwiać inne atrakcje. Omijamy Old Faithfull z lewej i jedziemy dwie mile wyasfaltowaną, wygodną dróżką. Czujemy jednak ogromne zmęczenie i ból szczęk, bo nie udaje nam się zamknąć ust z zachwytu. Zatrzymujemy się co chwilę zapełniając kolejne gigabajty pamięci naszych aparatów fotograficznych. Zapach siarki nie przeszkadza nam w podziwianiu piękna buchających parą i wodą gejzerow, gorących źródeł i fumaroli.
Nieustannie aktywny i najładniejszy to, naszym zdaniem, Grotto Geyser. Na końcu ścieżki czeka na nas nagroda - Morning Glory - termalny basen o średnicy kilku metrów. To on pozował do wielu okładek o Yellowstone. Obłędnie turkusową przeczystą wodę otacza jaskrawopomaranczowy skalny brzeg o bogatej fakturze. Skąd natura miała tyle pigmentu? Ech, i tak nikt nam nie uwierzy, że nie podkręcaliśmy kolorów w zdjęciach, a my i tak będziemy zawiedzeni, po powrocie do domu, że nie udało się zatrzymać w nich całej prawdy o urodzie tego miejsca.
Zawracamy i skręcamy w prawo, by dotrzeć, po kilku milach, do "basenów biszkoptowych". Odbywamy kolejny spacerek po drewnianych rampach wijących się wśród błękitnych oczek, niespodziewanych fontann i dymów. Oślepia nas światło bijące od jasnych skał, przez które przeciskają się gorące wody. Nic dziwnego, że rdzenni mieszkańcy tych terenów nigdy się tu nie osiedlali w obawie przed duchami przemawiającymi z głębin ziemi.
Tu zaczynają się też szlaki do Mystic Falls na rzece Little Firehole. Dziewczyny wybierają łatwiejszą trase o długości 0,7 mili i nie żałują, bo towarzyszy im szemrząca rzeka. Przy pięknym wodospadzie, u którego stóp zimna woda miesza się z gorąca czekają pół godziny na chłopaków zmęczonych dłuższą wspinaczką i stromym zejściem. Po powrocie i oddaniu rowerów czekamy kilka minut na przedstawienie, którego głównym bohaterem będzie Old Faithfull. Japońskie aparaty pstrykają tak często, że zagłuszają nasze rozmowy. Nagle słyszymy podniecone okrzyki i widzimy białą spienioną fontannę, która przez pół minuty próbuje zmoczyć niebo. Przewodniki podają, że słup wrzątku osiąga 40 m. wysokości. Tym razem był leniwy i wspiął się najwyżej na 20 metrów, ale i tak warto było to zobaczyć.
Do pryszniców na kampingu trzeba podjechać samochodem. Czym później, tym dłuższa kolejka jest w damskim dziale, więc warto przystanąć w drodze powrotnej zanim udacie się na nocleg i oczyścić dzielne, ale trochę upocone ciało. Dziewczyny, nie zapomnijcie wziąć przejściówki do suszarki! Oczywiście zakładam, że każda w torebeczce taki przedmiot posiada... :-)